25.04.2015r. odbyły się 27 Złotnickie Biegi Przełajowe. Na początku dzieci w różnych kategoriach wiekowych mogły spróbować swoich sił na biegu współorganizowanym przez Szkołę Podstawową nr. 24 na Złotnikach w której mieściło się Biuro Zawodów.
Później odbył się bieg główny w Parku Złotnickim. Start biegu głównego nastąpił około godziny 12:30. Uczestnicy mieli do pokonania 2 pętle o długości 3 kilometrów. Trasa była bardzo trudna technicznie, wiele wzniesień, zakrętów, jeden mostek sprawiały nie lada wyzwanie biegaczom z długim stażem biegowym. Ponadto było bardzo ciepło, słonko dawało się we znaki w miejscach mniej zadrzewionych.
Jako pierwszy dobiegł Mateusz Frankowski (M20) należący do Młodzieżowego Klubu Sportowego Parasol Wrocław z czasem 21:34,9. W tym miejscu warto wspomnieć, że obydwoje rodzice Mateusza Elżbieta oraz Damian należą do Wrocławskiego Klubu Biegacza Piast, tak więc kiedy przykład idzie z góry młodzież biegnie w dobrym kierunku. 🙂 Z pań pierwsze miejsce zajęła Justyna Sawicka (K20) z czasem 27:08,4. Tak więc obydwoje zwycięzcy mieli po 20 parę lat.
„Ja mam dwadzieścia lat! Ty masz dwadzieścia lat! Przed nami siódme niebo!
Dziś nie potrzeba więcej nam do szczęścia chyba już nic!
Ja mam dwadzieścia lat! Ty masz dwadzieścia lat! Przed nami siódme niebo!
Dwudziestolatkom zawsze w pas się kłania świat, cały świat!”
Maciej Kossowski „Dwudziestolatki”
Nie tylko 20 latki zasługują na nasze uznanie, bo jakby odwrócić tabele to by 70 latki były na czele 🙂
1. (88) Józef Uramowski
2. (87) Józef Maliszewski
4. (85) Ryszard Jankowski
10. (79) Zbigniew zPater
W poszczególnych kategoriach wiekowych wystartowała następująca liczba osób:
Kobiety |
Mężczyźni |
K-16 – 2 |
M-16 – 1 |
K-20 – 6 |
M-20 – 19 |
K-30 – 11 |
M-30 – 16 |
K-40 – 2 |
M-40 – 11 |
K-50 – 2 |
M-50 – 6 |
|
M-60 – 8 |
|
M-70 – 4 |
Łącznie 23 |
Łącznie 65 |
Niezależnie od wygranych i osiągniętych wyników na wszystkich zawodników czekała grochówka. Ten bieg ma w sobie coś takiego w czym nie da mu się dorównać innym biegom i to jest właśnie ta grochówka. Warto tutaj przytoczyć słowa ojca Grande uznanego eksperta od ziołolecznictwa i żywienia w temacie grochówki:
„Kto nie jest do tego przekonany niech pomyśli – dlaczego grochówka jest w wojsku podstawową potrawą? Ano dlatego, że wzmacnia i regeneruje siły życiowe tak dalece, że nawet ciamajdowaty chłopak po kilku miesiącach wiktu wojskowego wraca do domu sprawniejszy, odporniejszy, a nawet rozumniejszy. Ostrzegam jednak, że jeśli w tym domu zabraknie na stole przynajmniej raz w tygodniu grochówki czy fasolówki, ponownie z dziarskiego wojaka zrobi się ciamajda życiowa.”
W tym miejscu chciałam umieścić też przepis ojca Grande na grochówkę, który będzie do czasu, kiedy organizator nie zechce go usunąć, bo to konkurencja dla Piastowskiej grochówki. 😉

„Do gotowania grochówki zabieramy się podobnie – trzeba sparzyć groch i namoczyć z kminkiem. Ugotowany, gęsty półfabrykat niech sobie stoi w garnku czy słoiku, a kiedy potrzeba, dodajemy go do ziemniaczanki z posiekaną chudą kiełbasą lub kawałkiem wędzonki, cebulą, czosnkiem, przyprawiamy majerankiem, tymiankiem, liściem bobkowym i mamy łatwo-strawną, wspaniałą grochówkę. Bogactwo odżywcze tej potrawy jest nie do przecenienia. Dostarcza organizmowi niemal wszystkich niezbędnych składników żywieniowych: magnez, żelazo, kobalt, fosfor, błonnik, białko roślinne, substancje antyreumatyczne, antymigrenowe, antycukrzycowe; jest kopalnią witaminy B-complex, witamin A i C. Cząsteczki naszej krwi, które krążą po organizmie jak pracowite mrówki, wyszukując w pożywieniu regenerujące paliwo i budulec by dostarczyć je do wszystkich organów naszego ciała – mają po spożyciu grochówki pełne zatrudnienie.”
źródło: wykład Ojca Grande wydrukowany w 11.04.2015 w Gazecie Wrocławskiej
Smacznego!!!
Naprawdę grochówka wyborna :-)Zawsze chętnie biegam na Zlotnikach.Do zobaczenia na Małym Maratonie.
„ciamajdowaty chłopak po kilku miesiącach wiktu wojskowego wraca do domu sprawniejszy, odporniejszy, a nawet rozumniejszy. Ostrzegam jednak, że jeśli w tym domu zabraknie na stole przynajmniej raz w tygodniu grochówki czy fasolówki, ponownie z dziarskiego wojaka zrobi się ciamajda życiowa.”
Polemizowałbym. Ale po co…
„Dostarcza organizmowi niemal wszystkich niezbędnych składników żywieniowych: magnez, żelazo, kobalt, fosfor, błonnik, białko roślinne, substancje antyreumatyczne, antymigrenowe, antycukrzycowe; jest kopalnią witaminy B-complex, witamin A i C”
Czy jeśli dostarczę swojemu autu wraz z benzyną przez wlew paliwa: olej, płyn do chłodnicy, sprężone powietrze i AdBlue, mam uważać, że „dostarczyłem” swojemu autu wszystkiego czego potrzeba pod maską? Pewnie nikt nie rozumie metafory, więc tłumaczę: proponuję skupić się na tym czy organizm jest w stanie przyswoić taką rozgotowaną porcję zmieszanego „zdrowia”. Nie chcę tu absolutnie w żaden sposób atakować autorki artykułu, ale jako członek klubu chętnie zaatakuję wygłoszony powyżej stereotyp. Grochówka na takich biegach jest pewnym fajnym symbolem typu wigilijnego karpia, jednakże proponuję wszystkim dbającym o zdrowie i kondycję, skupienie się na budowie i funkcjonowaniu swojego organizmu, zaczynając od budowy układu pokarmowego i procesów trawiennych, a następnie wchłaniania i przyswajania wartości odżywczych.
Reasumując: grochówka tak, jako fajny, symboliczny akt spędzenia czasu ze znajomymi po biegu. Wysławianie jej jednak jako Shell V-Power dla naszego organizmu radzę włożyć między utarte bajki naszych babci, powtarzających to co usłyszały, nie to co ma sens z punktu widzenia nauki i logiki. Od września nie zamierzam już nigdy biegać płaskich maratonów powyżej 3 godzin i nie dlatego, że dużo trenuję, ale dlatego, że wiem jak funkcjonuje mój silnik i mu tego nie utrudniam.
Pozdrawiam
Człowiek jest o wiele wspanialszą istotą od samochodu, wlewasz do niego wodę i pokonujesz maraton, które auto potrafi pokonać taki dystans na wodzie?
Za czasów naszych babci nie było suplementów diety a jednak stosując zróżnicowaną dietę dożywały dużo więcej lat niż współczesne pokolenie.
Przez wiele wieków wojsko wypracowało różne metody żywieniowe i szkoleniowe. Żołnierze na wojnie często byli poddawani długiemu i ekstremalnemu wysiłkowi nie mieli punktów z wodą i jedzeniem co kilka kilometrów tak jak my mamy teraz na maratonach. Nie było czegoś takiego wszyscy robimy przerwę w walce i teraz dzięki sponsorowi całe wojsko pije musujący magnesik na wzmocnienie. 🙂 A jednak mężnie walczyli, tak więc dobra dieta to podstawa prawidłowego funkcjonowania organizmu.
Dziękuję za cenne uwagi i pozostaje mi tylko pogratulować autorowi formy każdy maraton poniżej trzech godzin to robi wrażenie.
Człowiek nie pokonuje maratonu na wodzie. Woda ma za zadanie tylko podtrzymać procesy zachodzące w naszym ciele tak jak woda w chłodnicy auta zapobiega przed przegrzaniem. Samochód ma jedną dużą przewagę nad człowiekiem: można w nim wymieniać części. Możesz wlać paliwo z olejem do baku, zniszczyć wtryski, następnie je wymienić. Nie wymienisz jelit ani wątroby, a odżywiając się wodą, prawdopodobnie nie unikniesz osteoporozy itp. A żołnierze? Żołnierze z całym szacunkiem są tylko częściami wymiennymi bezmyślnie dążącej ku samozniszczeniu maszyny. Żołnierz nie ma byc zdrowy ani silny. Żołnierz, tak jak pracownik wielu dzisiejszych zakładów pracy, ma być „wydajny”, czyt. najmniejszym kosztem wykonać jak najwięcej pracy. WIesz czym żywieni są żołnierze? Zwłaszcza na wojnie? Oczyszczonymi, prostymi węglowodanami oraz konserwami zrobionymi z odpadów tego, co je dowództwo. Żołnierz nie ma być zdrowy. Żołnierz ma być, a jak zniknie z powodów zdrowotnych, nikogo nie interesuje co się z nim stało, bo są kolejni. Przykład? Mamy jeden sławny z Gromu. Stracił jedną z kończyn, przestał być potrzebny i nikt się już nie interesował co z nim dalej będzie.
Reasumując babcie. Nie wiem co robiły Twoje, ale moje robily np. sałatki z pokrzyw. Jadłaś kiedyś pokrzywy? 🙂 Zakładam, że nie. I to tylko obrazuje ile warte są warte opowieści naszych dziadków: te które nam smakują i odpowiadają kultywujemy. Te mniej dobrze wyglądające i wymagające więcej zachodu, nie daj Boże wysiłku, typu zioła i pokrzywy, zastępujemy czymś wygodniejszym i modniejszym, np. wspomnianymi przez Ciebie suplementami w tabletkach, nie interesując się w ogóle tym, że tania syntetyczna forma zawartej w tabletkach witaminy C, A czy żelaza jest przez nasz organizm albo w ogóle albo bardzo słabo przyswajalna.
Każdy ma prawo do własnego zdania i ja je szanuje. Oczywiście, że jadłam pokrzywy, które są bardzo smaczne, piłam nawet wywar z piołunu, który robi piołunujące wrażenie – jest tak gorzki, że nie da się go zasłodzić. Jak byłam mała to zbierałam zioła z babcią i mam do nich duże przekonanie: „Zioła są dobre, bo są dobre i tanie!”, teraz w sklepach ze zdrową żywnością są różne rodzaje ziół i wystarczy się wybrać do sklepu zamiast w różne ciężko dostępne miejsca. Teraz też piję wywar z ziół aby wydobyć z nich krzem łatwoprzyswajalny dla organizmu o czym piszę na moim blogu: http://naturalniebiegam.blogspot.com/2015/04/druga-skora.html . Staram się naturalnie biegać, naturalnie odżywiać i naturalnie odpowiadać. Kto chce może za mną podążać, każdy ma prawo wybrać własną drogę, którą uważa za najlepszą.